To, że jestem zmarźlakiem wie każdy i nikogo nie dziwi, że na początku listopada wyciągam z szafy swój zimowy koc. Pewnie sobie myślicie, że to zwykły, gruby koc, który służy mi podczas chłodnych jesienno-zimowych wieczorów? Otóż nie, zwykły koc to nie to samo co… koc elektryczny. Jeżeli chcecie wiedzieć dlaczego warto zdecydować się na zakup takiego okrycia, zapraszam do lektury.
Koc elektryczny i jego nieocenione zalety
- Przede wszystkim zacznijmy od tego, że koce elektryczne zostały stworzone z myślą o osobach, które mogą mieć problem z rozgrzaniem się. W moim przypadku zwykły, klasyczny koc nie sprawdza się tak jakbym chciała. Prawdopodobnie odpowiedzialna jest za to moja chora tarczyca. Wszyscy z niedoczynnością tarczycy mogą mieć problem z utrzymaniem prawidłowej temperatury ciała. Zimne dłonie i stopy to w moim przypadku to standard, dlatego koc elektryczny staje się moim wybawieniem.
- Jak działa taki koc? Wbrew pozorom to nic skomplikowanego. W środku miękkiej tkaniny zostały poprowadzone specjalne rurki, które po włączeniu urządzenia stają się ciepłe. Trwa to dosłownie chwilę, dlatego nawet największe zmarźluchy będą zadowolone.
- Nie ma obawy o brudzenie, ponieważ (tak jak w przypadku standardowych koców), można prać go w pralce.
- Większość koców elektrycznych została wyposażona w poziomy grzania, najlepiej wybrać te 5-poziomowe. Dodatkowo powinien znajdować się czasowy wyłącznik oraz zabezpieczenie przed przegrzaniem, dzięki czemu nie ma obawy, że zaśniemy, a koc nadal będzie grzał.
- No i na koniec najważniejsze. W mojej opinii, by koc elektryczny w pełni spełniał swoje zadanie musi być mięciutki i miły w dotyku. Część koców jest sztywna, biała i nieprzyjemna dlatego polecam poszukać w dużych sklepach jak np. Jula. Tam znalazłam swój i mogę polecić go z czystym sumieniem.
Źródło zdjęć: pixabay.com